Rabih Alameddine, libańsko-amerykański pisarz i malarz, napisał o Bejrucie, że jest on Elizabeth Taylor wśród miast: szalony, piękny, rozpadający się, starzejący się i wiecznie obciążony dramatem. Trudno się z tym nie zgodzić – Bejrut jest niespokojny i pełen kontrastów, ale elektryzuje i intryguje swoim osobliwym klimatem. Może chodzi o neonowe krzyże, zawieszone nad głowami przemykających wąskimi uliczkami Libańczyków, artystyczne dzielnice, gdzie przesiaduje się na ulicach i dyskutuje o losach państwa, może o halloumi, labneh, mhammara, batata harra, falafel i inne grzechy, które bez zastanowienia można popełniać codziennie. A może to mieszanka unoszącej się w powietrzu wilgoci i klimatu lat 70tych. Nie do końca jest się w stanie ubrać w słowa, czym dokładnie przyciąga stolica Libanu. Po prostu chce się wracać.
Petra, ruiny stolicy starożytnego królestwa Nabatejczyków i jeden z siedmiu nowych cudów świata, ma wszystko, co powinno odstraszać rozsądnego podróżnika – wszechobecne stragany z pamiątkami, tłumy turystów i… tłumy turystów. A jednak, jeśli wyruszy się wraz z pierwszym adhanem (wezwaniem do modlitwy), po półgodzinnym spacerze wąwozem z miedzianych skał wyłania się wykuty w skale Al-Khazneh, wysoki na 40m i szeroki na 25m Skarbiec powstały w I-IIw. n.e. I nagle nazywanie tego miejsca cudem jest najłatwiejszą do zrozumienia rzeczą na świecie. Kiedy na horyzoncie pojawia się pierwsza fala turystów, należy szybko uciekać w góry, gdzie po pół-przyjemnej, pół-dramatycznej wspinaczce dociera się do Ad-Dajr, klasztoru, który jest jednocześnie największą budowlą w całej Petrze. Wokół w spaloną słońcem ziemię powbijane są tabliczki, każda kierująca na osobną skałkę, każda z napisem “Najlepszy widok na świecie” i każda ma absolutnie rację.
Dla pasjonatów mierzenia się z ogromnymi przestrzeniami Jordania ma w ofercie 720 km² Doliny Księżycowej, czyli pustynię Wadi Rum. To miejsce, gdzie rzeźbione setki lat przez krople skały odpowiadają echem, gdzie pedząc jeepem przez czerwienie i żółcie pustyni Beduinów mija się dzikie wielbłądy, dumnie kroczące w blasku słońca, i gdzie przewodnik każe przeprawiać się przez wąwóz usłany głazami tylko po to, żeby mieć więcej czasu pozjeżdzać z kolegami na desce po piasku. Noc spędza się pod milionem gwiazd a jedyne, co zajmuje myśli, kiedy o poranku wraca się do wioski, to smak i aromat beduińskiej herbaty. Jej tajny składnik to habak, “mięta biblijna”, czyli odmiana bazylii, która rośnie na pustyni podczas zimy. Esencja Wadi Rum.